Czas zaraz po zmartwychwstaniu pokazuje nam pewną ciekawą rzecz. Spójrzmy na spotkanie Jezusa z Marią Magdaleną. W Ewangelii Jana idzie ona do grobu, płacze, bo myśli, że ktoś zabrał Jezusa. Staje z tyłu i widzi tam Jezusa, ale myśli, że to ogrodnik. Myśli, że to ktoś inny, nie rozpoznaje Go. To całkiem niesamowite, zupełna zmiana sytuacji — kobieta, która była tak blisko Jezusa, nie rozpoznaje Go, kiedy On stoi przed nią. Maria Magdalena jest w takim smutku i lęku, w takim poczuciu straty, że nie przechodzi jej nawet przez myśl, że Go właśnie spotyka. Dopiero kiedy Jezus woła ją po imieniu, rozpoznaje Go.
To pokazuje nam, że nawet ci, którzy byli najbliżej Jezusa, nie zawsze Go rozpoznawali. Nieprawdopodobne!? A jednak. I my też, nawet jeśli jesteśmy blisko Boga, czasami nie rozpoznajemy Jego obecności. Czasami jesteśmy w takim zatrwożeniu, obawach, czy poczuciu straty, że nie widzimy Go blisko nas.
Ale Bóg tu jest, Jego obecność otacza nas cały czas! Kiedy otworzymy nasze serca na Bożą obecność, na Jego szept wypowiadający nasze imię, wtedy Go zobaczymy. Usłyszymy. Poczujemy. Jak Maria Magdalena, która usłyszała swoje imię z Jego ust. Jedno słowo i On był. Co ona musiała wtedy poczuć!
Kluczowe więc jest to, by nie tylko rozpoznawać Boga wokół siebie, ale praktykować Jego obecność. Możemy to robić na różne sposoby: poprzez modlitwę, czytanie Pisma Świętego, czy kontemplację. To nie tylko zależy od Boga, ale także od naszej postawy, od naszego otwartego serca i pragnienia spotkania Go.
Gdy Bóg odpowiada inaczej, niż byśmy chcieli, często odczuwamy rozczarowanie, strach czy lęk. Ale to właśnie wtedy potrzebujemy otworzyć się na Bożą obecność. Musimy szukać Go, nawet gdy wydaje się, że Go nie ma. Bo On zawsze jest tu, blisko. I zawsze na nas czeka. A w Jego obecności wszystko staje się jasne, zrozumiałe i właściwe.